Uważność na trudności. Jak Mindfulness uczy radzić sobie z niechcianymi emocjami, myślami i bolesnym napięciem.

utworzone przez | lis 18, 2020 | Medytacja & mindfulness | 0 komentarzy

Już tysiące lat temu pierwsi ludzie napotykali w swoim życiu codziennym na niebezpieczeństwo. Zwykle było to zagrożenie pochodzące ze świata zewnętrznego– atak jakiegoś dzikiego zwierzęcia, napad innego plemienia, groźne zjawiska w przyrodzie- pożar, powódź, … . Zdarzenia te wywoływały silne reakcje emocjonalne tj. strach, stres, smutek, przerażenie, lęk. Naturalną rzeczą były próby pozbycia się tych emocji, a także podejmowania działań by uniknąć ich w przyszłości. Zwykle udawało się zredukować je chwilę po ich nastąpieniu. Ucieczka, walka czy podjęcie innych szybkich działań w celu ratowania życia, umożliwiały szybkie przekucie emocji w działanie, a zarazem zredukowanie hormonów, które wywoływały nieprzyjemnie uczucia i doznania w ciele.

Tak było kiedyś… . Dziś często sytuacja wygląda nieco inaczej. Oczywiście, dalej jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwa zbliżone do tych zagrażających naszym przodkom- np. napad przez uzbrojonego człowieka, atak niebezpiecznego zwierzęcia, powódź lub pożar. Jednak większości sytuacji, które na co dzień wywołują u nas poczucie strachu, lęk, czy smutek mają swoje źródło w naszym świecie wewnętrznym. Coraz częściej naszym wrogiem stają się nasze myśli, interpretacje zachowań innych osób, postrzeganie siebie, emocje- które u siebie rozbudzamy, sposób w jaki siebie traktujemy, czy tłumaczenie sobie zdarzeń, które nas dotykają. Co gorsze, nie możemy przed nimi uciec jak przed zagrożeniem pochodzącym z zewnątrz. Często próbujemy się ich pozbyć, np. wypierając je, zaprzeczając im, walcząc z nimi czy zamiatając je pod dywan, udając, że ich nie ma. Walczymy w ten sposób z naszym wewnętrznym wrogiem, którego zarazem w sobie karmimy. Napinamy się, spinamy ciało w gotowości do działania, żeby zniszczyć coś, czego nie potrafimy zaakceptować. W zależności od tego, jakiego uczucia chcemy się pozbyć, zaczynamy blokować inną część ciała, kumulując w niej to uczucie, które z czasem może przerodzić się w tym miejscu w permanentny ból, a nawet chorobę. Im mocniej odpychamy coś od siebie, tym bardziej kurczowo zaczyna się to nas trzymać. Tracimy energię na tę pracę, aż w końcu doprowadzamy do uczucia wyczerpania.

W dzisiejszych czasach naszym ogromnym bólem są sytuacje, w których coś nie idzie po naszej myśli. Nie potrafimy pogodzić się z tym, że nie na wszystko mamy wpływ, że czasem oczekiwania nie będą równoznaczne rzeczywistości, a podjęte przez nas działania nie zawsze przyniosą efekt jaki sobie wyobrażaliśmy. Niestety nie umiemy pogodzić się również z tym, że nasz punkt postrzegania pewnych rzeczy, może różnić się od tego jak widzą je inni. Chcemy, żeby wszyscy mieli jeden pogląd na świat, jedną- zgodną opinię, a tym samym taki sam sposób myślenia. A przecież nawet my często zmieniamy swój stosunek do danego zjawiska w zależności od sytuacji. Widać to nawet w tym jak postrzegamy siebie w przypadku jakiegoś niepowodzenia, a jak postrzegamy w takich momentach innych. Ciekawe jest to jak traktujemy bliskich, którym coś się nie udało, a jak traktujemy w takich sytuacjach siebie. Uruchomienie wewnętrznego krytyka, za pomocą którego uwielbiamy się biczować, stało się odruchem tak naturalnym, że śmiało można stwierdzić, iż źródłem złego samopoczucia i stresów jakie przeżywamy, często jesteśmy my sami. Wiecznie niezadowoleni, wymagający, miłosierni dla innych a pozbawienia empatii do siebie. Ten wewnętrzny głos, jest w dzisiejszych czasach dużym zagrożeniem. Oczywiście nie wtedy kiedy pomaga nam się zmotywować, wziąć w garść, podjąć kolejne życiowe wyzwanie, czy po prostu doskonalić. Szkodzi on nam wtedy, gdy wraca do nas np. pod postacią:

  • narzekacza/malkontenta (okradającego nas z sił do działania),
  • ofiary/wiecznie poszkodowanego (który zdejmuje z siebie poczucie odpowiedzialności, karmiąc się zwrotami „zawsze mi się to przydarza” , „jak zwykle coś mi nie wyszło” , „oczywiście to znowu moja wina”, „czemu to ja mam zawsze pod górę? … ),
  • natrętnego analityka (który dokleja się do myśli o tym co już zaszło i wraca z nimi do nas bez żadnych wniosków, a jedynie po to żeby znowu wrzucić nam jakieś przytłaczające interpretacje do przewałkowania w głowie)
  • wzrastającego pesymisty (który rozdmuchuje przykre, bolesne zdarzenia dopisując do nich kolejne historie i przypisując im naszą winę lub głosi o tym jakie to jeszcze gorsze może mieć skutki w naszej przyszłości).

Pewnie znasz którąś z tych postaci, a może nawet odwiedzają Cię jeszcze inni goście, którzy usilnie starają się zaburzyć Twój wewnętrzny spokój? Niestety (albo i stety) to my jesteśmy ich kreatorami, zatem i od nas zależy, kogo wpuścimy do naszego umysłu i na co mu pozwolimy.

Wbrew pozorom zejście z tego automatycznego szlaku, który wspiera nas w mnożeniu w sobie trudnych emocji, bóli i napięć nie wymaga skomplikowanych technik.

Aby radzić sobie z tym co w nas wzrasta, wystarczy przejść 4 podstawowe kroki, które przy regularnej praktyce pozwolą nam nie koncentrować całej swojej uwagi i energii na walce z tym, co w nas siedzi. Warto zauważyć także, że kroki te nie nakazują nam unikać lub wypierać tego co nas boli, ponieważ uważność nie polega na odcięciu się.

Poniżej prezentuję Ci wskazówki dot. tego jakie działania można podjąć, aby nauczyć się żyć ze sobą i trudnościami, które zawsze będą pojawiały się w jakimś momencie naszego życia:

  • zauważenie
  • nazwanie
  • zaakceptowanie
  • odpuszczenie

Zauważenie to nic innego jak zwrócenie uwagi na powstałą emocję lub dyskomfort fizyczny w danym miejscu w ciele. Chodzi o otoczenie świadomością tego uczucia lub miejsca napięcia/bólu, po to aby na chwilę się zatrzymać, uświadomić sobie co właśnie zaczyna się w nas dziać, zbadać gdzie to odczuwamy, jak jest to silne. Nie wypieramy, a jedynie zauważamy to takie jakie jest.

Nazwanie pomaga nam jeszcze bardziej urealnić to co się wydarza. Jeśli czujemy złość- mówimy „złość”, jeśli smutek- mówimy „smutek”, jeśli strach- mówimy „strach”. Wydaje się to być śmieszne, ale jest to jeden z prostszych sposobów na to, aby zbliżyć się do tej emocji i nie zamiatać jej znowu pod dywan. Nazywając utwierdzamy w sobie jeszcze mocniej fakt, że zauważyliśmy to co się dzieje. Ten mały krok przynosi ze sobą ogromną ulgę. Zwróć uwagę ile razy podczas wystąpień publicznych, ktoś zaczyna swoją wypowiedź od przyznania się, że czuje się zestresowany lub lekko zawstydzony. Nikt nie robi tego bez powodu. Takie wypowiedzenie na głos swojej obawy, nazwanie jej i ujawnienie daję niezwykłą ulgę i pozwala zaakceptować fakt, że jest to zjawisko, naturalne, które może przydarzyć się każdemu.

Po „nazwaniu” następuje kolejny krok- akceptacja. Jest ona niczym innym jak zgodą na to, by pewne rzeczy był takie jakie są. Dzięki temu ciało nie musi reagować nagłym spięciem na niechciane zdarzenie. Akceptacja pozwala pogodzić się z faktem, który już nastąpił, po to aby zatrzymać swoją siłę i energię na inne działania, zamiast prowadzenia walki z wewnętrznym krytykiem. Pozwala nam rozluźnić się i stworzyć przestrzeń na to, aby narodziła się szansa na coś nowego. Akceptacja uczy także pokory, która mówi o tym, że niestety nie wszystko w życiu zależy od nas.

Odpuszczenie to ostatni krok jaki możemy podjąć lub po prostu pozwolić mu się zadziać, po poprzednich etapach. Jest on zwieńczeniem zmiany kierunku naszego myślenia, które właśnie podjęliśmy. Odpuszczenie sprawa, że dajemy sobie więcej luzu i przestrzeni, wtedy kiedym nie możemy nic już zrobić. Pozwala to nam trzymać siłę i energię na to, na co mamy jeszcze wpływ. Odpuszczenie dzieje się naturalnie w naszym ciele. Zauważone i zaopiekowane emocje/napięcia nie nasilają się znowu, by zwrócić naszą uwagę. Skoro już je dostrzegliśmy i zaakceptowaliśmy, nie muszą one rosnąć na sile, by o sobie przypomnieć. Na ostatnim etapie doświadczamy najczęściej pełnego rozpuszczenia i rozmycia się tego co w nas wybuchło. Zamiast walczyć i się spinać pozwalamy odpłynąć trudnym emocjom i odetchnąć pełną piersią.

Te cztery działania, które możesz podjąć już dziś, wydają się być bardzo proste. Niestety nie raz złapiesz się na tym, że dotychczasowe automatyczne reakcje, bardzo skutecznie utrudniają przejście opisanej wyżej ścieżki. Możliwe, że dopóki nie sprawdzisz sam na sobie, cała ta teoria wyda Ci się banalna. Zachęcam Cię zatem do wspólnej praktyki, podczas której trenujemy uważność w trudnościach i przygotowujemy się do radzenia sobie z codziennymi niepowodzeniami. Daj znać jeśli, potrzebujesz wsparcia w tym temacie :).

Podobne artykuły które mogą Cię zainteresować

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *