Medytacja, mindfulness, zen, duchowość, teraz i tu, joga, uważność, spokój, akceptacja, ….
Nie sposób nie usłyszeć tych haseł chociaż raz dziennie. Co chwilę dostrzegam jak ktoś nagle oficjalnie wchodzi na drogę duchowości, zen, rozpoczyna swoją przygodę z medytacją (przynajmniej tak to wygląda na portalach społecznościowych ). Z jednej strony jest to przecież zjawisko piękne i teoretycznie nieszkodliwe. Jednak łatwo można zauważyć, że i w tej dziedzinie my- ludzie, podchodzimy do pewnych spraw wyłącznie pod wpływem mody, impulsu medialnego, potrzeby przynależności do fali chwilowego trendu… . Przykro patrzy się, jak również na tym polu, człowiek nie próbuje tak naprawdę zmienić czegoś w sobie , za to znowu szuka drogi na skróty.
I tak oto medytacja zaczyna (i kończy) się, dla niektórych, na obejrzeniu filmu na yt- „Jak medytować w 5 krokach”, duchowość- to dziś udostępnienie zdjęcia z dymiącym się palo santo, a zen- to posadzenie pupy na poduszce medytacyjnej z fajnym wzorkiem lotosu i co jakiś czas (zazwyczaj po prostu podczas wyjścia do lasu, parku czy wyjazdu na urlop), ktoś znowu odkrywa, że życie jest „teraz i tu”.
Niestety dość często zachłyśnięcie się tym przesłaniem trwa tylko chwilę, a gdy wracamy do domu, pracy, czy po prostu naszej codzienności nikt już nie potrafi docenić i ucieszyć się tym co go otacza, frustruje się byle czym, czy po prostu- widzi wokół tylko to co negatywne.
I nie chodzi tu o ocenę, wytknięcie czy segregowanie ludzi na tych dobrze i źle „zen’ujących”. Ja cieszę się za każdym razem, gdy widzę, że ktoś choć na moment ląduje w rzeczywistości i zaczyna po prostu „być”. Marzy mi się jednak, że nie będą to chwilowe zachłyśnięcia seksownymi ostatnio hasłami, ale będzie to przede wszystkim potrzeba stałej zmiany. Potrzeba ta będzie wynikiem głębszego wglądu, zatrzymania się, refleksji, ale i wdrożeniem działania.
Tym działaniem może być zarówno:
- mobilizacja siebie do wprowadzenia na stałe jakichś dobrych/zdrowych nawyków,
- oduczenie się automatycznych/niekontrolowanych reakcji,
- wykluczenie z życia tego co nam szkodzi,
- czy po prostu odpuszczenie (ale nie poprzez stanie się leniwym czy obojętnym- lecz przez zwolnienie, gdy ciśniemy siebie za bardzo i zaczyna nam to faktycznie szkodzić).
Bycie uważnym w warunkach w jakich przychodzi nam funkcjonować na co dzień, to nie tylko poduszka do medytacji, świece, kadzidła i kilka ćwiczeń jogi.
Bycie uważnym to przede wszystkim bycie świadomym i obecnym.
Może się to przejawiać, zarówno podczas:
- czynności jakie wykonujemy na co dzień- gotowanie, mycie, prowadzenie auta, sprzątanie,
- spędzania czasu z rodziną/bliskimi- sposób w jaki rozmawiamy i słuchamy, bawimy się, okazujemy sobie uczucia,
- swój stosunek do siebie- to jak traktujemy się przy porażce, słabości, czy w chwilach zwątpienia,
- spędzania czasu wolnego- czy potrafimy cieszyć się chwilą dla siebie, otoczeniem,
- ogólnego podejścia do życia, tego co dostrzegamy najpierw, na czym się skupiamy, gdzie kierujemy swoją energię.
Nie musisz codziennie medytować, okadzać domu czy ćwiczyć jogi, aby stać się obecnym w swoim życiu. Wielu osobom na pewno pomoże to zacząć wprowadzać jakieś zmiany i nie ma w tym nic złego. Pamiętaj jednak, że to co robisz podczas takich chwilowych rytuałów, czy na macie przede wszystkim powinno być odwzorowywane przez Ciebie w codzienności. Mówiąc o codzienności mam na myśli zwyczajne życie, które często będzie Cię testowało; życie, w którym będzie raz lepiej, raz gorzej; życie, które jest nieprzewidywalne i nie do końca zależne od Ciebie…
Uważność jest dla wszystkich. Do jej praktykowania nie potrzebujesz nic oprócz otwartego umysłu, uruchomionych zmysłów, chęci i dyscypliny. Wejdź raz na jakiś czas do świata „obecnych”, a później ćwicz, by pozostać w nim już na zawsze.
Powodzenia!
P.S. Jeśli nie wiesz jak zacząć i wytrwać, napisz do mnie, a opowiem Ci o tej podróży.
0 komentarzy